Dziś krotko i zwięźle.
Ostatnie dwa dni, z całkowitym zaangażowaniem ćwiczyłem umiejętność spożywania pokarmów.
W sumie można powiedzieć, że to już tradycja, tzn. co roku sceanariusz wygląda identycznie.
Siedzę w gronie najlbliższych, rozmawiam, żartuje czyli udzielam się towarzysko, ale problem polega na tym, że w między czasie regularnie pochłaniam wszystko w zasięgu wzroku.
W pewnym momencie łapię się na tym, że to już nie chodzi o głód, tylko o niepowstrzymaną chęć przeżuwania, niezależnie od tego czy mi coś bardzo smakuje, czy nie.
Piszę w pierwszej osobie, ale jestem w pełni przekonany, że to samo przeżywa większość świętujących z tej lub innej okazji, ludzi.
Mimo, że co roku próbuję to zmienić, rezultat jest niestety taki sam, ponieważ wcześniej czy później, biorę sobie do serca znane chyba wszystkim powiedzenie o wronach.
Idę o zakład, że masz podobne doświadczenia :)
Pozdrawiam.